Maarten Maarten
247
BLOG

Nagrania, nagrania.

Maarten Maarten Polityka Obserwuj notkę 0

Po prawie siedmiu latach rządów Platformy Obywatelskiej, przypomniałem sobie tekst, który może być doskonałą ściągawką do przemówienia Donalda Tuska przed aktywem partyjnym na następnym zebraniu. O ile Donald Tusk nabierze wreszcie ochoty żeby się wytłumaczyć ze swoich dokonań przed kimkolwiek.

W maju 2006, miesiąc po wygranych wyborach parlamentarnych, na zamkniętym zebraniu klubu węgierskich socjalistów, Ferenc Gyurcsány, premier Węgier od prawie dwóch lat, z rozbrajającą szczerością i w sposób mało salonowy wyraził swoją frustrację z powodu czteroletniego nic nierobienia i okłamywania społeczeństwa.

Przemówienie, które zostało nagrane w okolicznościach do dziś nieznanych, ujawniono cztery miesiące później i zostało przez dużą część Węgrów przyjęte „entuzjastycznie”, co później uzewnętrzniło się w wielotysięcznych antyrządowych manifestacjach i m.in. podprowadzeniem muzealnego czołgu T-34/85 oraz podpaleniem gmachu telewizji publicznej.

(Materiał dźwiękowy z węgierskim tekstem można znaleźć tu - w 3 częściach, w sumie 25 minut).

Przemówienie, które jest częścią zamykającą sprawozdanie premiera i najwyraźniej jest przemówieniem improwizowanym, miejscami jest chaotyczne i pełen skrótów myślowych, nieraz nietrzymającej się składni. No, ale, cóż, my też mamy parę takich polityków, do zrozumienia, których potrzebna jest pomoc lingwisty...

Mówi się, że z tłumaczeniem jest jak z żoną: może być albo piękne albo wierne. Próbowałem pójść jednak na jakiś kompromis z akcentem na wierność.

Balatonösződ, jest 26 Maja 2006 roku. Głos oddajemy Ferencowi Gyurcsányowi (nazwisko wymawia się z końcówką „ń” a nie „ni”):

 _______________________

To, co mogłem wam powiedzieć przez ostatnią godzinę - może nawet więcej było niż godzina - to oczywiście nie jest naszą całą polityką. Oczywiście to nie może zawierać szeregu rzeczy, które muszą być zrobione i nie jest w stanie oddać – poniekąd konieczną – wielowarstwowość komunikacji, która jest potrzebna do sukcesu. Wraz z tymi, uwagi i rady w tej sprawie dziękujemy bardzo.

Jeżeli jestem wobec was szczery, to mogę powiedzieć, że jesteśmy pełni wątpliwości. Że obok pewności jest też udręka i utrapienie. Dokładnie wiem, że wszystko, co robimy nie jest doskonałe. Że w wielu przypadkach pojęcia nie mam, co ma być szóstym krokiem a nawet nie wiem, co ma być trzecim. Znam pierwsze dwa. I naraz trzeba spróbować popychać te rzeczy do przodu, utrzymać współprace między nami, dobrą wiarę, zapewnić poparcie partnera koalicyjnego, przygotować kierownictwa i czołowych publicystów najbardziej wpływowych gazet, na co mogą liczyć. Wciągnąć ich w ten proces. Nauczyć się nie wyć z bólu bez przerwy, i iść do przodu.

Gdzie tam! Nie potrafię przewidzieć konsekwencji wszystkich naszych działań! Nie potrafimy. Nie mamy tyle wydolności. Prawda jest taka, że cała ekipa pracuje od siódmej rano do północy i nie ma co, po pewnym punkcie już nie można rozszerzać. Nie możemy mieć więcej niż 12-15 osób przy stole, przy którym trzeba dojść do porozumienia z rządowymi urzędnikami, z ludźmi z ministerstw i z ekspertami. Nie możemy. Tyle mamy talentu, chłopaki.

To co mogliśmy zrobić w ostatnim miesiącu, to zrobiliśmy. Co w poprzedzających miesiącach mogliśmy zrobić potajemnie, aby tylko nie wypłynęły w ostatnich tygodniach kampanii wyborczej takie papiery, co zamierzamy, to zrobiliśmy. Tak pilnowaliśmy tej tajemnicy, że, podczas gdy wiedzieliśmy i wy też wiedzieliście, że jak nadejdzie zwycięstwo wyborcze to musimy rzucić się do roboty, tak jak byśmy nigdy nie mieli takiego problemu. Tak pilnowaliśmy jedność polityczną od zeszłego lata, jak również na przykład zawodową jedność polityczną, jak nigdy w tych minionych latach. A może przenigdy. Oczywiście wszystko, co wiemy, stopień przygotowania naszych materiałów pozostawia wiele do życzenia. Tak. Macie rację. My dokładnie wiemy, że mamy do czynienia z wieloma zagrożeniami. Gdy mówicie mi, że pilnujcie się, bo Trybunał Konstytucyjny może odesłać sprawy, wiemy to. Nie szkodzi, że mówicie, ale uwierzcie, wiemy to. Pod kierownictwem Jóski Petréteiego [1] pracuje bardzo wąska ekipa – bowiem w tej fazie nie wpuszczamy jeszcze całych ministerstw – pięć-sześć-siedem osób. Od rana do nocy. W najściślejszym tego słowa rozumieniu. Aby nie było kłopotów. Wpędzamy siebie nawzajem w szaleństwo, aby zebrać potrzebną ilość pieniędzy. A ja sam, czego przez ostatni rok nie widziano u mnie, a ostatnim miesiącu chyba ze trzy razy, zacząłem krzyczeć i wydzierać się na naradach nie wytrzymując napięcia tego wszystkiego. Nie na kolegów, tylko jak prowadzimy uzgodnienia polityczne, że spadajcie już z tym w pizdu! Idźmy do przodu!

Nie mamy dużego wyboru. Dlatego nie mamy, bo spieprzyliśmy. Nie trochę, bardzo. W Europie takiej nieudolności kraj jeszcze nie zaprezentował, co my. Można to wytłumaczyć. W oczywisty sposób okłamywaliśmy przez ostatnie dwa lata. Było całkowicie jasne, że to, co mówimy to nie prawda. Jesteśmy w takim stopniu poza możliwościami naszego kraju, że my tego wcześniej wyobrażać nie mogliśmy, że wspólne rządy Węgierskiej Partii Socjalistycznej i liberałów [2] kiedykolwiek to zrobi. A w tym czasie zresztą, nic nie robiliśmy przez cztery lata. Nic. Nie potrafię wskazać żadnej istotnej decyzji administracyjnej, z której moglibyśmy być dumni poza tym, że na koniec udało nam się wyciągnąć rządzenie z gówna. Nic. Jak trzeba się rozliczyć przed krajem, co robiliśmy przez cztery lata to, co powiemy? Oczywiście sprawa nie jest ładnie, spokojnie, skrupulatnie zbudowana. Nie. Jest przygotowywana w morderczym tempie, bo przez jakiś czas nie mogliśmy robić, aby nie wyszło na jaw, a teraz trzeba robić tak cholernie, że zdechniemy z wysiłku. A potem wywalimy się. Bo dalej już nie wytrzymujemy tego tempa. Tak to wygląda. A po drodze trzeba się porozumieć z wolnymi demokratami, bo jeszcze problemy ministerialne – znacie to.

Słuchajcie. Sprawa ma się tak, że w najkrótszej perspektywie nie mamy wyboru. Janek Veres [3] ma rację. Możemy my tu jeszcze troszkę pokombinować, ale nie wiele. Szybko przyszła chwila prawdy. Opatrzność boża, obfitość finansowa gospodarki światowej, setki trików - o czym oczywiście nie musicie wiedzieć - pomagały, że przetrwaliśmy to. Nie ma dalej. Nie ma. I oczywiście możemy się zastanawiać jeszcze bardzo długo, i robić kurewsko dużo analiz - która grupa społeczna jak skończy. Mogę wam jedno powiedzieć: już nie możemy tygodniami analizować, chłopaki, nie możemy. Jutro trzeba będzie powiedzieć, co należy zrobić, aby jeszcze w tym roku doszło do wyrównania (ekonomicznego – przyp. mój), że od pierwszego września mogły wejść w życie określone przepisy podatkowe. Możecie sobie jeszcze przez parę tygodni analizować a potem przyjdą ci, którzy robią to zawodowo i powiedzą, że zanalizowali. Węgry są spisane. Jednak z tą przesłanką, że to, co robimy to daleko nie jest doskonałe, to jednak nie potrafię wam wskazać wersji B.

Ci, którzy są skupieni wokół Węgierskiej Parti Socjalistycznej, wpływowi i cenieni w sprawach makroekonomicznych, od Kornaiego [4] po Bokrosa [5], od Békésiego [6] po Surányiego [7], od Vértesa [8] po Bóg wie kogo, z tymi przegadaliśmy, przecierpieliśmy, wykrzyczeliśmy swoje. I muszę wam jeszcze powiedzieć, że spotkaliśmy się z wieloma genialnymi pomysłami. Co to za pomysły były! I wyszło, że nawet najlepsze, uważane za najlepsze, miały błąd rzędu 100 miliardów [9]. Opodatkujmy wszystkie nieruchomości! Wiecie ile przyjdzie z podatków od nieruchomości wartych więcej niż 5 milionów forintów? Podałem niski pułap, nie 100 milionów, pięć. I poza tym, damy samorządom te 52 miliardy, które wpłyną z podatków komunalnych, bo trzeba im dać, to już dzisiaj jest ich dochodem. Saldo całej sprawy to mniej niż 20 miliardów. Przychodzi do mnie prawdopodobnie najbardziej wpływowy biznesmen Węgier, Sándor Demján [10]. Z wielkim głosem, że: Franek, czytam w opracowaniu Sárközyego [11], że jak zamkniemy wszystkie drugoplanowe instytucje to zaoszczędzimy 700-800 miliardów forintów. Mówię: Alku, czy ty jesteś normalny? To przynajmniej ty mógłbyś już liczyć, do jasnej małpy! Przychodzi nasz przyjaciel Gyuri (György) Surányi, że on wpadł na to jak można przekształcić zwolnienie podatkowe od wynagrodzenia minimalnego, aby podtrzymać sprawiedliwość społeczną. I pracujemy z nim długo. W końcu przesyła notatki z wyliczeniami i wszystko jest dobrze tylko on nie wiedział, że istnieje dzisiaj na Węgrzech instytucja zwolnienia podatkowego (kwota zmniejszająca podatek – przyp. mój), i to też trzeba przekształcić i to w sumie daje 230 miliardów forintów. A?! No, jak 200 miliardów forintów już jest w pakiecie, to on już nie ma rozwiązania. W sumie, jest wiele dobrych pomysłów aż do momentu jak trzeba liczyć. Jak trzeba zacząć liczyć, to kończy się zabawa.

Na ogół jest dużo krytyki, że system nie jest dostatecznie okrągły, nie dość spójny, każdy ma jakiś pomysł, co mamy wyjąć, aby był bardziej spójny i nagle mamy jedną trzecią pieniędzy tego, co trzeba uzbierać. No, tak. Tak to ja też potrafię być spójny. Aha! Tak to ja też znam spójny system. Tylko mój problem to taki, że nie mamy uzbierać 50 miliardów, tylko … Nie powiem ile. Więc taki mamy problem. Na dodatek musimy to jakoś tak wykonać aby nie rozwalił tego ... tego, co planujemy zrobić w dłuższym terminie.

Chłopaki! Nie jesteśmy doskonali. Absolutnie nie. I nie będziemy. Nie mogę wam powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Mogę wam powiedzieć to, co mówiłem przez ostatni rok. Że, to, co można wykonać uczciwie, na co nas stać, bo nie gramy specjalne mecze, bo naszą energię nie marnujemy, aby się wzajemnie napieprzać, bo nie ma odrębnych interesów, które zresztą między nami nie wytrzymały by rozgłosu, bo nie byle, co chcę z wami załatwić.

Ekipa, której powierzyliście kierowanie tej strony, ta ekipa z grubsza jest w stanie osiągnąć ten wynik. Potrafi dać program, z grubsza. Może jest jakaś inna ekipa, która potrafi coś innego. Nie możemy, nie możemy więcej i lepiej. Nie będziemy w stanie. Zdechniemy, ale nie możemy. Jest wielka robota, uczciwa robota między nami. Musimy zrobić. Nie mówię o Nowych Węgrach, o rozwoju, Węgrach z poza granicami kraju, o kontaktach z kościołami i o tysiącach innych spraw, bo w stosunku do dużej (sprawy – przyp. mój) nie te są najważniejsze. W każdej sprawie będziemy mieli konkretne, istotne i głębokie propozycje. Niektóre zaskoczą was. Ale wobec całości, o czym mamy zadecydować, nie to jest najważniejsze.

Reforma albo upadek.

Nic innego nie ma. A jak mówię upadek, mówię o Węgrach, o lewicy i szczerze mówię, mówię o sobie też.

I chcę wam teraz ten jeden raz powiedzieć trzy minuty. To powiem wam jeszcze najwyżej raz.

Fantastyczne jest robić politykę. Fantastyczne. Fantastyczne jest kierować krajem. Dlatego potrafiłem ja osobiście robić ostanie półtora roku, bo jedna rzecz mnie mobilizowała i pobudzała: przywrócić lewicy wiarę, że może zrobić, że może wygrać. Że nie musi opuścić głowy w tym kurewskim kraju, że nie trzeba się posrać na widok Viktora Orbána [12] lub prawicy i żeby wreszcie lewica nauczyła się dorównać nie do nich tylko do świata. To dało mi wiarę, dlaczego warto to robić. Była to wielka rzecz. Uwielbiałem to. Był to najlepszy czas mojego życia. Teraz daje mi to, że robię historię. Nie dla podręczników historii, sram na to. Wcale mnie nie interesuje czy będę w nich osobiście. Wcale mnie nie interesuje. Zrobimy coś wielkiego? Czy powiemy, że: kur.. do cholery, przyszło paru, którzy mieli odwagę i nie pieprzyli się, kurwa jak do licha rozliczą moją delegację! Przyszło paru i nie pieprzyli się czy będą mieli miejsca w radzie miasta, czy nie, ale zrozumieli, że czymś innym jest ten pierdolony kraj. Że zrozumieją, że dlatego warto być politykiem tu na początku XXI. wieku, aby zrobić nowy świat. Tylko dlatego. Można znaleźć mnóstwo innych rzeczy, aby się utrzymać.

Wiem, że przychodzi mi to łatwo mówić.[13] Wiem. Nie wypominajcie mi bez przerwy. Ale tylko, dlatego warto. Prawie zdechłem, jak przez półtora roku musieliśmy udawać, że rządzimy. Zamiast tego kłamaliśmy rano, w nocy i wieczorem. Nie chce dalej tego robić. Albo zrobimy i macie do tego człowieka, albo (musicie – przyp. mój) zrobić z kimś innym. Nigdy ani jednego wywiadu nie udzielę jak skończę, jeżeli rozstaniemy się w kłótni. Nigdy. Nigdy nie skrzywdzę węgierskiej lewicy. Nigdy. Ale tylko, dlatego warto to robić, aby ruszyć z wielką rzeczą. Wytłumaczyć a potem w długich naradach komisyjnych wysiadywać i zwołać nową komisję roboczą, potem zorientować się, że nie mogliśmy ani jednej ustawy utworzyć, bo zawieramy tylko te same kompromisy, które są kompromisami nic nierobienia, aby tylko zostało stare to, co było do tej pory. Bo wszystko inne szkodzi interesom innym. Do tego musicie mieć inną madame. Mojego uwielbienia to nie zmieni, wcale nie. Ja nie będę odchodzić codziennie. Miał Gyula Horn [14] takiego ministra, który bez przerwy chciał się podawać do dymisji. [15] Miałem takiego poprzednika też, premiera, który, że on, że ja, nie jestem takim facetem. Dopóki ma siłę i idziemy do przodu, dopóty tak, a kiedyś bardzo cicho odejdę. Nie warto dla nic innego. Niech każdy zadecyduje, czy za 4-500 tysięcy forintów będzie robił (6000-7500 PLN – przyp. mój), co jest kurewsko ważne, zważywszy jak człowiek nie ma innego zawodu tylko taki - ja to rozumiem. Czy potrafi się wznieść ponad wszystkie historie ostatnich 15 lat i robić nowe deal-e, albo pomyśli, że te 4 lata będą takie same, że, eh, kurna, przetrwaliśmy te, to i przetrwamy następne. Mieliśmy już dość premierów, to i tego faceta przeżyjemy. Nas i tak zostawiają. Może. I powiem też, że to argumentacja ma rację bytu, i wcale mnie nie boli, wcale nie, wcale nie. Mamy w naszym klubie nie jednego, który nadaje się na premiera. Eh … ja powiem tak, niech każdy weźmie duży wdech i niech wypije kurna dużo wina, niech prześpi się [śmiech na sali] … niech prześpi się raz czy dwa razy i niech zdecyduje: jeżeli wszyscy potrafią powtarzać to samo co mówili zawsze w poprzednich latach to dojdzie do tego, że, eh, do cholery, może powinienem mówić coś innego co mówiłem przez 5 lat, bo widocznie nigdy nie mogliśmy dojść do porozumienia. Bo jeżeli 190 osób (czyli cały klub parlamentarny – przyp. mój) będzie powtarzało te same zdania co przez ostanie lata to tak samo nic nie będzie się działo, tak samo nie dojdziemy do porozumienia. Kurwa, może nie zgadzam się z nim, ale popuszczę. Pierwszy raz zrobią. A potem […] popuści, aby mogli zrobić. To nie reforma jak inni mają się zmienić. To nie reforma jak wyjdziemy do ludzi i będziemy powtarzać jak mantrę. Reforma jest wtedy jak skłonimy się do tego, aby w wielu punktach zrewidować wszystko, co do tej pory myśleliśmy i robiliśmy. Muszę powiedzieć, że wobec tego, pierwsze miesiące to tylko wyrównanie, to tylko zwyczajna presja, muszę przyznać. Jesteście w błędzie, jeżeli pomyślicie, że macie wybór. Nie macie. Ja też nie mam. Mamy, co najwyżej taki wybór, że albo spróbujemy my wpłynąć na to, co się dzieje albo zwali nam się na głowę, cholera. Nasze rozwiązanie na pewno nie jest doskonałe, macie rację, na pewno nie, tyle, że nie mamy lepszego. Takie, które jest do przyjęcia przez większą część specjalistów, jest do przyjęcia przez rynki i przez partnera koalicyjnego. U paru z nas, którzy robimy to na górze od Béli [16] do Janiego Veresa, od Pétera Kissa [17] do Ildikó [18], od Imrego Szekeresa [19] do Hillera [20], i może ze mną, z grubsza wierzymy, że to mniej więcej jest dobre. Bo ci muszą w to wierzyć. W pojedynkę, oddzielnie potrafimy inne rzeczy też ale nie jesteśmy oddzielnie tylko siedzi nas przy stole parunastu i trzeba podjąć decyzję.

Eeee ... ja myślę, że można zrobić. Myślę chłopaki, że będą konflikty, tak, będą. Będą demonstracje, będą. Można demonstrować przed parlamentem. W końcu im się znudzi i pójdą do domu. Tylko, tylko wtedy można dokończyć, jeżeli zgodzimy się, co do istoty, wierzycie w istotę sprawy i jest porozumienie, co do istoty. Uniknąć konfliktów między sobą, przestraszyć się, że naruszymy interesy, tak nie wolno zaczynać, nie wolno. Nie upieram się o nic. To nie jest prawdą, że ja się upieram, że mam coś w głowie, że to musi być w służbie zdrowia, że to musi być …, gdzie tam! Ja te rozmowy organizuje, mediuje, otwieram facetów, aby opowiedzieli, co mają w sobie. Ja nie dyktuje. Jak dyktuję, to tylko wtedy jak chcą zwolnić i nie chcą dojść do porozumienia, że idźmy, w mordę! Tak to wygląda. A jak porozumieją się to nie pozwalam, aby zwolnili. To nie jest tak, że ja mam od A do Z napisany scenariusz na Węgry i mówię, że wycisnę z was. Gówno! Mam od A do Z scenariusz na to jak można tę nieprawdopodobną energię socjalistów wykorzystać, aby zmienili kraj, aby wreszcie włożyli, aby w końcu przezwyciężyli własną małoduszność i stare prawdy. Na to mam. A jak już nie wytrzymam to krzyknę. Nie mam osobistych celów w tym, wcale nie mam. Dostałem wielką rzecz od tego, co mogłem robić przez ostatnie półtora roku. Moja osobista historia kraju jest taka, że zmieńmy ten pieprzony kraj, bo kto zmieni? Viktor Orbán zmieni ze swoją drużyną? Albo wersja C: nic się nie zmieni. Można się jeszcze tak obijać przez jakiś czas. Jasne, że sprawa służby zdrowia jest skomplikowana. Ale jak ktoś z nas pójdzie do placówki służby zdrowia ten wie, że jest zbudowana na stercie kłamstw. Jasne, że w edukacji strasznie trudno czegokolwiek dotknąć. Ale tak, wiemy, że nie rozdziela wiedzy równo. Któryś z was powiedział, że jednak – chyba Gergő Arató [21] – że jednak największą niesprawiedliwością jest, proszę państwa, że węgierski system szkolnictwa z jednej strony powiększa różnice społeczne, nie zmniejsza a i jeszcze segreguje. Więc to jest prawdziwy duży kłopot, to jest największy problem. I jest to wielkim problemem, że dajemy darmową edukację właśnie tym, którzy pochodzą z najlepszych rodzin. Więc wobec tego nie to jest największym skandalem, że mamy zapłacić, co, 3 procenty? Jeżeli jest jakiś skandal społeczny to ten, że najbogatsza warstwa odtwarza siebie za publiczne pieniądze. A my nie mamy odwagi tego powiedzieć, sramy w gacie jak mamy powiedzieć, że w ogóle to proszę zapłacić te 7 procent.[22] Nie łudźmy się. To jest prawdziwy skandal. To jest prawdziwy skandal, że ci o których mówi Laci [23] do swoich Romów, mają jedną dziesiątą tej opieki społecznej, którą ja mam. A od kiedy moja matka, nazwisko mojej matki znają w Pápa [24] i teraz mówią do niej Katus Gyurcsány (Kasiunia - przyp. mój), od tej pory ma lepszą opiekę, do kurwy nędzy! Nie wiedziała, co się stało. Polepszył się system opieki medycznej, synku?! A ja mówię: a gówno prawda, mamo! [śmiech] Prawda jest taka, że rozpoznają twoje nazwisko. [śmiech na sali, oklaski] To jest skandal. Wobec tego opłata za wizytę u lekarza to nic. To nie skandal, to jest niewygodne politycznie, i płacąc (jest niewygodne – przyp. mój). Bo politycznie mogą być surowe konsekwencje. Ale szczerze mówiąc skutki uderzą, co najwyżej w nas, jeżeli jesteśmy idiotami. A konsekwencje społeczne dotyczą wszystkich. My, dlatego boimy się dotykać szereg oczywistych kłamstw społecznych, bo boimy się skutków politycznych.

Ale Panie i Panowie!

Ten problem dla paru set ludzi i ich rodzin i ich znajomych, to nasz problem. Ale nie dlatego trzeba być politykiem bo z tego można zajebiście wyżyć. Bo już zapomnieliśmy jak to jest być lakiernikiem. Ale dlatego bo chcemy te problemy rozwiązać. Po za tym, doświadczenie właśnie minionych czterech lat, właśnie doświadczenie rządów Gyuli Horna pokazuje, że człowiek upada nie dlatego bo coś robi albo nie robi.

Eeee ... kurna, to dlaczego w końcu? [śmiech na sali]

Musimy ruszyć do przodu. Musimy wiedzieć, co chcemy zrobić. Pierwsze lata będą straszne, jasne. Nie ma żadnego znaczenia, że 20% wyborców zagłosuje na nas. Zeszłego lata pierwszy raz od ośmiu lat ze 100 osób według Szondy [25] 18 mówiło, że zagłosuje na nas. Zeszłego lata, chłopaki! Rok później wygraliśmy. Co by było gdybyśmy stracili popularność nie dlatego bo się nawzajem napierdalamy tylko dlatego bo wielkie społeczne rzeczy robimy? I nie problem, że na jakiś czas stracimy zaufanie społeczeństwa. A potem odzyskamy. Bo wtedy zrozumieją. I możemy później pójść w kraj, że zrobiliśmy, do jasnej cholery! Nie ma każdy lepiej? Mają rację! A dla niego i dla niego i dla niej wybudowano akademiki w tym zakichanym kraju, wreszcie! O tym jest polityka. Nie o tym, kto zostanie burmistrzem dzielnicy i ile wreszcie będzie miał zastępców. To też jest ważnie wiem, nie jestem naiwny. Ale nie w pierwszej setce najważniejszych rzeczy. I to my decydujemy, którą sprawą się zajmujemy, my. A kraj, myślę tak, zasługuje na to, i my też, abyśmy takie rzeczy robili.

Więc, mogę wam powiedzieć tyle: zatrzymajmy się i zróbmy. Macie dużo racji w uwagach, w troskach i w szczegółach. Mogę tylko powiedzieć, że nie będę grał żadnej gry, ani takiej, ani siakiej. Robimy swoje. Póki możemy iść do przodu w wielkim tempie, idziemy. Jeżeli nie możemy i wytłumaczycie mi, że TAK, ALE ... do tego chyba ja nie jestem potrzebny. Do tego jest potrzebny ktoś inny. I będę pisał zajebiste książki o nowoczesnej węgierskiej lewicy. [śmiech na sali]

Eeee ... Chłopaki! Eeee [śmiech na sali] ... Co? Mam jeszcze coś powiedzieć, Ildikó (Lendvai)? [śmiech na sali]

- Nie. [śmiech na sali, oklaski]


 

[1] József Petrétei – ówczesny minister sprawiedliwości.

[2] Związek Wolnych Demokratów – partner koalicyjny (takie węgierskie UD/UW, obecnie poza parlamentem).

[3] János Veres– minister finansów.

[4] János Kornai (Kornhauser) – ekonomista.

[5] Lajos Bokros – ekonomista, minister finansów w rządzie Gyuli Horna.

[6] László Békesi – minister finansów w ostatnim rządzie przed zmianami (1989-90) oraz w rządzie Gyuli Horna (1994-95).

[7] György Surányi – ekonomista, bankier, były prezes Węgierskiego Banku Centralnego.

[8] András Vértes – ekonomista.

[9] 1 PLN = 67 HUF, w maju 2006.

[10] Sándor Demján – najbogatszy Węgier, w 2009 roku jego majątek szacowano na 300 miliardów forintów (ok. 4,5 miliarda złotych).

[11] Tamás Sárközy – profesor prawa, znawca prawa korporacyjnego. Oszczędności według jegoopracowania (strony 9-19) miały dać 800 miliardów forintów (12 miliardów złotych), lecz Demján najwyrażniej źle podliczył sumy pośrednie...

[12] Viktor Orbán– premier w latach 1998-2002 oraz od 2010 roku.

[13] Gyurcsány w 2002 roku zajął 50 miejsce na liscie 100 najbogatszych Węgrów.

[14] Gyula Horn – premier w latach 1994-98.

[15] Chodzi o Lajosa Bokrosa. Jego słynny pakiet stabilizacyjny nie mógł być dokończony ze względu na opór socjalistów a przede wszystkim Gyuli Horna. W końcu podał się do dymisji. Swoją dymisję napisał podczas posiedzenia rządu na pożyczonej od kolegi kartce (origo.hu).

[16] Najprawdopodobniej chodzi o Bélę Katona, ówczesnego wiceprzewodniczącego klubu parlamentarnego socjalistów.

[17] Péter Kiss – szef kancelarii premiera.

[18] Ildikó Lendvai – przewodnicząca klubu parlamentarnego socjalistów.

[19] Imre Szekeres – minister obrony.

[20] István Hiller – minister edukacji.

[21] Gergely Arató – sekretarz stanu w Ministerstwie Edukacji.

[22] Czesne za studia w stosunku do kosztów pełnych (3 lub 7%, prawdopodobnie chodzi o projekt). Czesne wprowadzono w 2008 roku w wymiarze wyższym, a po referendum w 2009, zlikwidowano.

[23] Jakiś partyjny kolega, nie udało się ustalić o kim mowa.

[24] Pápa– miasto rodzinne Gyurcsánya.

[25] Szonda Ipsos – czołowa pracownia badania opinii publicznej.

 

 

 
Maarten
O mnie Maarten

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka